wtorek, 30 czerwca 2020

"Inspektor Akane Tsunemori" – recenzja


Z mangami na podstawie anime bywa różnie. Tak samo różnie jest również z moją chęcią do nadrobienia niektórych popularniejszych i lubianych przez fandom serii...
Komiks na podstawie serialu jest dla mnie czasem jedyną opcją, by zaznajomić się bliżej z jakimś tytułem. Nie inaczej było w przypadku mangi, której chciałabym dzisiaj poświęcić chwilę czasu. „Inspektor Akane Tsunemori” interesowała mnie od dawna, w dodatku chyba nikomu z Was nie muszę przedstawiać popularności anime, na którym bazuje ta seria. Jeżeli jesteście więc ciekawi, jak trzy pierwsze tomy tego tytułu wypadają w oczach osoby, która nie miała wcześniej styczności z pierwowzorem – zapraszam Was na dzisiejszą recenzję!


Tytuł: Inspektor Akane Tsunemori
Autor: Hikaru Miyoshi (ilustracje); PSYCHO-PASS Committee (scenariusz); Akira Amano (projekty postaci); Gen Urobuchi – Nitroplus (oryginalny scenariusz)
Gatunek: shounen, cyberpunk, kryminał
Wydawnictwo: Waneko 
Data wydania: kwiecień 2017 (tom pierwszy)
Cena okładkowa: 19,99 zł 
Ilość tomów: 6


Opis z tyłu tomu:
W tym świecie właściwości ludzkiej psychiki da się zmierzyć i wyrazić liczbowo. Uzyskana wartość, czyli tzw. psycho-pass, staje się standardowym narzędziem oceny jednostek. Osoby, których psycho-pass jest zbyt wysoki, są zatrzymywane jako "utajeni kryminaliści" jeszcze zanim zrobią coś złego. Nadzór nad łapaniem ich sprawuje świeżo upieczona pani inspektor – Akane Tsunemori!


Świat przyszłości. Zapanowanie nad przestępczością, nawet tą jeszcze niepopełnioną, zrobiło się dużo prostsze, od kiedy istnieje System Sybilli. Dzięki niemu możliwe jest mierzenie poziomu stresu i psycho-passa – potencjału każdej jednostki do popełniania czynów uważanych za przestępstwo.
Sprawami uważanymi za wyjątkowo niebezpieczne i ewentualną likwidacją zagrażających społeczeństwu kryminalistów zajmuje się specjalna jednostka rządowa. Do jednej z takich grup trafia Akane – młodziutka dziewczyna, która dopiero co opuściła szkołę – mająca od tej pory pełnić funkcję pani inspektor. Z każdą kolejną sprawą nasza bohaterka przekonuje się jednak, że ludzka psychika nie jest czymś, co można by było przedstawić w tak zero-jedynkowy sposób, jak robi to System Sybilli. System, który być może wcale nie jest tak nieomylny, za jaki jest uważany...


Od samego początku rzuciło mi się w oczy silne przesiąknięcie świata przedstawionego Systemem Sybilli. I wiem, brzmi jak coś totalnie oczywistego – w końcu każde fabularne dzieło powinno przywiązywać wagę do głównych założeń, na których jest stworzone – więc pozwólcie, że rozwinę tę myśl, by lepiej opisać, o co dokładnie mi chodzi.
Scenariusz nie mówi nam tylko, że jest taki system, bo na tym opiera się fabuła, i że tak ma być. Na początku obawiałam się, że ta kwestia (na której przecież opiera się cała historia!) zostanie potraktowana powierzchownie, żeby tylko ukazać kryminalny wątek z Akane na czele, ale... ze strony na stronę okazywało się, że nie miałam powodu do obaw. Podejście do problematyki Systemu Sybilli nie zaczyna i nie kończy się jedynie na Akane i jej podwładnych – bo owszem, na tym w głównej mierze się skupiamy – ale scenarzysta nie zapomniał też o całym otaczającym naszych bohaterów świecie. To, jak świat przedstawiony jest przemyślany, widać chociażby po istnieniu miejsc takich jak szkoła dla "wrażliwych" emocjonalnie dziewcząt, w której dziewczęta trzymane są z dala od sytuacji, które mogłyby podwyższyć poziom ich psycho-passa (przynajmniej z pozoru...).
Takich akcentów, mniej lub bardziej ważnych i widocznych, jest naprawdę sporo. Wydało mi się to na tyle istotne, że postanowiłam Wam o tym wspomnieć, bo ile razy zdarza się Wam przeczytać coś, w czym brakuje logiki lub świat przedstawiony zbudowany jest na naprawdę wątłych fundamentach? Mnie niestety całkiem często... dlatego też w "Inspektor Akane Tsunemori" tak cieszyły mnie te wszystkie smaczki, świadczące w końcu o tym, że twórcy tej historii ani na moment nie zapomnieli, co tak właściwie tworzą. Co więcej, udało im się tę wizję świata tak rozbudować, by wyszła całkowicie przekonująco.


Muszę przyznać, że na pompatyczne ostrzeżenie znajdujące się z tyłu obwoluty ("Od 16 lat!") patrzyłam z przymrużeniem oka. Możecie więc wyobrazić sobie moje zaskoczenie, kiedy polała się krew i zobaczyłam kilka naprawdę brutalnych ujęć... ale wiecie co? To nie krwawa jatka robi na mnie największe wrażenie. Robi to znów podejście twórców do historii.
Nie jestem fanką połowicznych rozwiązań. Wiele tytułów nie powinno bać się brutalności, a z jakiegoś powodu twórcy wciąż robią w nich najróżniejsze akrobacje – a to będziemy udawać, że bohater zmarł, a to wskrzesimy kogoś po czasie siłą przyjaźni... nie. I nie przeczę, że zabiegi te mogą być zrobione dobrze i cieszyć, ale lubię też historie, które przez ich twórców traktowane są poważnie. A "Inspektor Akane Tsunemori" jest. Nie ma tutaj miejsca na udawane śmierci, magiczne cofnięcie czasu i wskrzeszenia. Jeżeli ktoś umiera, to umiera – i to czasem tak, by i czytelnika, i samych bohaterów mangi zabolało to najbardziej.

O ile o tym, jak przemyślany jest świat przedstawiony mogłabym się rozwodzić naprawdę długo, tak niestety muszę przyznać, że na przestrzeni tych trzech tomów najsłabiej wypadają... postacie. Nawet nie wiem, co mogłabym o nich napisać – po prostu popatrzcie na to, jak wyglądają na obwolutach bądź kolorowej stronie, i to powie Wam już dosłownie wszystko o ich charakterach. Mimo to wypadałoby napisać coś o Akane, więc piszę: wydaje mi się bardzo bezbarwna. Nie jest całkowicie wyprana z uczuć, jednak niektóre wydarzenia, które naprawdę mocno powinny na nią wpłynąć, zdają się czasami zupełnie po niej spływać (tutaj za przykład mogłabym podać zakończenie tomu trzeciego – Akane jak na mój gust stosunkowo zbyt spokojnie zareagowała na to, że na jej oczach właśnie zginęła jej przyjaciółka). Pamiętam jednak, że to dopiero półmetek tej serii, a sama krystaliczna czystość psycho-passa Akane nie została jeszcze wytłumaczona – i być może to właśnie ta stałość charakteru sprawia, że licznik psycho-passa Akane nie wzrasta. Być może, jednak mimo wszystko podczas lektury czułam się, jakbym obserwowała wydmuszkę. Zdolną, uprzejmą, czasem troszkę nieudolną panią inspektor, nieskażoną dosłownie niczym, a próbującą równocześnie zbawiać świat. Nie irytowało mnie to jakoś bardzo, ale nie potrafiłabym z czystym sumieniem napisać Wam, że podczas czytania tej mangi w jakikolwiek sposób kibicowałam Akane, bo tak niestety nie było. Była mi całkowicie obojętna, zresztą tak samo jak pozostali.


Kreska od początku mi się spodobała – jest "czysta", staranna, dużo w niej bieli i jasnych szarości. Rysunki są bardzo przejrzyste, więc na sceny akcji aż przyjemnie się patrzy... ile to razy gubiłam się w scenach walk i pościgów, gdy nie wiedziałam, która kończyna należy do którego bohatera...? Myślę, że doskonale wiecie, o co mi chodzi. ;)
Zabrakło mi jednak w tym wszystkim jakichkolwiek bardziej okazałych scen, na których można by na dłużej zawiesić oko. Kadry w większości są niewielkie i sporo w nich tekstu. Ciężko było mi nawet wybrać strony na zdjęcia do recenzji, bo ani nie chciałam Wam niczego zaspoilerować, ani pokazywać rysunków, na których dominowały dymki z tekstem...

Wydanie jest całkowicie poprawne i naprawdę nie przypominam (ani nie zapisałam!) sobie niczego, do czego chciałabym się w tym momencie przyczepić. W środku znajdziemy mankament, od którego chyba jeszcze żadna manga od Waneko się nie ustrzegła – białe "fafiołki" na czarnym tuszu, określane także jako mangowy "łupież". Pod obwolutą zobaczymy czarną okładkę, a z czarnymi okładkami tego typu jest tak, że przy zagięciach ta czerń się wykrusza. W środku każdego tomu mamy kolorową stronę, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z rozkładaną stroną, która chociaż trochę nie byłaby starta przy zagięciu, szczególnie przy tak ciemnym kolorze... i to wszystko. Polskie wydanie "Inspektor Akane Tsunemori" jest po prostu w porządku i nie wpływa negatywnie na odbiór mangi, a to jest w tym wszystkim najważniejsze.


Myślę, że wiecie już mniej więcej, czego spodziewać się po tej mandze. Jeżeli jesteście fanami kryminałów, problematyki związanej z zagadnieniem "Czy to jeszcze utopia, czy już dystopia?", lub po prostu szukacie jakiejś niedługiej serii, by spędzić z nią troszkę czasu, "Inspektor Akane Tsunemori" może nadać się do tego idealnie. Ja bawiłam się przy niej bardzo dobrze i nie jestem wcale zdziwiona tym, że zarówno anime jak i jego mangowa adaptacja zbierają tak pozytywne oceny.

Co Wy sądzicie o tym tytule? ^^


Za tomiki recenzenckie dziękuję wydawnictwu Waneko!

3 komentarze:

  1. Zaskoczyłaś mnie że nie oglądałaś psycho-pass. U mnie to było jedno z początkowych anime i uwielbiałam je.
    Zgadzam się z tobą że Akane jest średnią postacią, pamiętam że przy oglądaniu też przeszkadzało mi często jej zachowanie. Za to uważałam że czarny charakter jest ciekawszy. W sumie jestem ciekawa jak odebrałabym tą serię po tylu latach (dlatego od dawna planuję zakup mangi ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd się przyznać, ilu popularnych lub wręcz kultowych już serii jeszcze nie widziałam i nie czytałam... i jak daleko od tego ciągle jestem. ;>
      O, też chętnie bym się tego dowiedziała! Kiedy już dorwiesz swoje tomiki, to daj znać, z przyjemnością przeczytałabym o tym parę słów na Twoim blogu. ^^

      Usuń
    2. Spoko, lista moich zaległości pewnie jest tak samo długa xd
      Jak kupię to na pewno coś napiszę :)

      Usuń