Tytuł: Usłyszeć ciepło słońca (Hidamari ga Kikoeru)
Autor: Yuki Fumino
Gatunek: shounen-ai
Wydawnictwo: Dango
Data wydania: 2016 (sierpień)
Cena okładkowa: 21,90 zł
Ilość tomów: 1 (+ sequel)
Opis z tyłu tomu:
Kohei ma problemy ze słuchem. Z tego powodu zdarzają mu się
nieporozumienia i nie potrafi nawiązać bliskich relacji z otoczeniem.
Student stopniowo zaczyna trzymać ludzi na dystans.
W takim momencie Kohei spotyka kolegę z roku – do przesady pogodnego i mówiącego co mu ślina na język przyniesie, Taichiego.
To właśnie jego słowa – „to, że nie słyszysz, to nie twoja wina!” – ratują Koheia w bardzo trudnym momencie.
W takim momencie Kohei spotyka kolegę z roku – do przesady pogodnego i mówiącego co mu ślina na język przyniesie, Taichiego.
To właśnie jego słowa – „to, że nie słyszysz, to nie twoja wina!” – ratują Koheia w bardzo trudnym momencie.
Więcej niż przyjaźń, nie do końca miłość.
Znajomość, która na zawsze zmieni Kouheia.
Znajomość, która na zawsze zmieni Kouheia.
Wydawnictwo Dango stosunkowo niedawno zawitało na naszym rynku, zapowiadając swój pierwszy tytuł z gatunku Boys Love - "Monster Petite Panic". Minęło już trochę czasu od jego premiery, a że manga przyjęła się całkiem dobrze, kluskowe wydawnictwo ogłosiło wkrótce zamiar publikacji innej mangi tego samego gatunku - "Hidamari ga Kikoeru". "Usłyszeć ciepło słońca", bo tak brzmi oficjalne tłumaczenie tytułu, miało swoją premierę pod koniec sierpnia tego roku. Jest to początek mojej przygody z wydaniami mang od wydawnictwa Dango, dlatego dzisiejsza recenzja będzie tak wnikliwa i dokładna, jak tylko się da. Nie przedłużając, życzę Wam miłej lektury!
Od czasu wydarzenia, które zapoczątkowało problemy ze słuchem Koheia, chłopak nie ma łatwego życia. Uczęszczając na uniwersytet nieprzystosowany do nauczania osób z zaburzeniami tego zmysłu, student musi szukać pomocy u "osoby robiącej notatki". Jej zadaniem jest dokładne notowanie wszystkiego, co wykładowca powie na zajęciach i przekazywanie notatek Koheiowi. Pewnego razu z nieba spada mu (dosłownie) Taichi, który w zamian za codzienną porcję jedzenia przynoszoną do szkoły, godzi się na robienie notatek.
Pierwszą rzeczą, o jakiej należałoby wspomnieć przy tym tytule - to nie jest typowe BL. Sama autorka w posłowiu przyznaje, że manga na początku nie miała mieć wiele wspólnego z tym gatunkiem, jednak na skutek pewnych komplikacji doczekaliśmy się wydania bardzo, ale to bardzo delikatnego shounen-aia. Nie należy spodziewać się więc wielkiej namiętności przy tym tytule, jednak czy można go przez to skreślić z listy swoich mangowych zakupów?
Przed przeczytaniem swojego tomiku nie miałam zielonego pojęcia, co mnie czeka. Nie znałam tej mangi wcześniej, nie miałam więc wyrobionego na jej temat zdania. Wiedziałam o niej tyle, co wyczytałam przy zapowiedzi - i tyle. Spodziewałam się więc lekkiego shounen-aia, ale to co dostałam, przekroczyło moje wyobrażenia - na cały tom mieliśmy raptem jedną scenę pocałunku. Fanki gatunku, regularnie zbierające polskie wydania pewnie kojarzą trochę starszy tytuł, wydany kiedyś przez wydawnictwo Kotori - "Seven Days". Przy "Usłyszeć ciepło słońca" mamy bardzo podobną sytuację: tło szkolne, dramat i bardzo delikatne elementy romansu między głównymi bohaterami. W przypadku recenzowanego dzisiaj tytułu, warto zatrzymać się jednak na jednym zdaniu, widniejącym na opisie tomu:
Więcej niż przyjaźń, nie do końca miłość.
To zdanie w pełni ukazuje relacje bohaterów i jest bardzo dobrym podsumowaniem tej mangi. Przez całą historię chłopaki zbliżają się do siebie coraz bardziej, ale nawet pod koniec tomu nie nazwałabym ich relacji "miłosną". Podczas lektury odniosłam nieodparte wrażenie, że autorka zrobiła ze swojej historii shounen-aia trochę na siłę, ponieważ zmusiły ją do tego wytyczne magazynu dla którego rysowała. Nie twierdzę, że wyszło jej to źle, ale po prostu nie miałam wrażenia, że czytam komiks spod szyldu BL - nawet scenie pocałunku poświęcono tylko jeden, malutki kadr.
Jeśli jednak podczas lektury całkowicie zignorujemy fakt, że mieliśmy
mieć do czynienia z BL, dostaniemy kawał naprawdę fajnej historii.
Kohei to zamknięty w sobie chłopak, któremu cierpienie sprawia życie w
otoczeniu osób, które nawet nie próbują go zrozumieć. Dziewczyny znające
język migowy próbują się z nim porozumiewać w ten sposób, całkowicie
ignorując fakt, że chłopak słyszy i wystarczy mu coś powiedzieć głośno i
wyraźnie. Cierpienie sprawia mu też Taichi, chociaż nieświadomie, to
sam fakt jego przynależności do ludzi, którzy nie mają problemów ze
słuchem potrafi być naprawdę przytłaczający. Kohei stara się za wszelką
cenę przystosować do narzuconych mu przez najbliższe otoczenie
warunków, ale nie zawsze mu się to udaje. Dopiero Taichi podbudowuje jego pewność siebie na tyle, żeby chłopak nie obwiniał o problemy ze słuchem samego siebie.
Niektórzy mogą się bać, że przy dziele traktującym o, bądź co bądź, niepełnosprawności, może pojawić się nadmierna ilość dramatu, która sprawi, że manga stanie się ciężkostrawna. Na szczęście autorka wiedziała co robi i udało się jej tego uniknąć, dzięki czemu mamy szansę zapoznać się z naprawdę klimatycznym, momentami wzruszającym dziełem, do którego lektury wracać można wiele razy.
Bohaterowie są przekonujący, oczywiście na tyle, na ile przekonujący mogą być bohaterowie w pierwszym tomie mangi. Każdy z nich ma swoje problemy, ale stara się żyć swoim życiem i czerpać z niego radość. Taichi to bezpośredni chłopak, niemający większego problemu w kontaktach z innymi ludźmi. Jest otwarty na nowe znajomości, co czyni z niego kompletne przeciwieństwo Koheia, który przez swoje problemy ze słuchem raczej stara się unikać towarzystwa. Bohaterowie powoli zbliżają się do siebie, stopniowo odkrywając przed sobą swoją przeszłość i tajemnice, co pozwala nam wczuć się w ich historię.
Wydawnictwo Dango bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie jakością wydania swojej mangi. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam po otworzeniu koperty z mangą była przepiękna matowa okładka: kiedy zobaczyłam jej projekt w Internecie, nie do końca przekonana byłam do jej wyglądu, jednak efekt końcowy przerósł moje oczekiwania. Dla mnie nie ma większej różnicy, czy wydanie posiada obwolutę czy też nie, chociaż ta pierwsza wersja jest bezpieczniejsza w przypadku uszkodzenia okładki - pod obwolutą bardzo łatwo to ukryć. W tym jednak wypadku nie mam żadnych zastrzeżeń co do wydania, bo po dwukrotnej lekturze i trzymaniu mangi w rękach nie zauważyłam żadnych śladów zniszczenia.
W środku mangi znajdziemy śliczną kolorową stronę (wydrukowaną na naprawdę grubym papierze jak na standard mangowy) z podziękowaniami autorki skierowanymi do polskiego czytelnika. Do tej pory chyba żadne wydawnictwo nie wpadło na taki pomysł, a przy czytaniu tych paru słów nakreślonych przez autorkę naprawdę trudno było się nie uśmiechnąć.
Manga liczy sobie trochę ponad 190 stron i chociaż może nie jest to
ilość przytłaczająca, tak na pierwszy rzut oka gotowa byłam dać jej ich
ponad 200. Pewnie miał na to wpływ papier, który jest naprawdę dobrej
jakości; strony są całkiem grube, a powierzchnia papieru jest naprawdę
przyjemna w dotyku. Ciemniejszym obrazkom czasem zdarzy przebić się na
drugą stronę, ale jest to prawie niezauważalne i nie przeszkadza w
lekturze.
W środku obyło się bez większych mankamentów, chociaż mam parę raczej luźnych uwag co do wydania; po pierwsze, niestety nie obeszło się bez literówki. Zdarza się każdemu, a że niektórym wydawnictwom z dłuższym stażem nawet nagminnie, tak nie zwróciłam na to większej uwagi (jeśli kogoś by to interesowało: "Z tym słychem to zwykłe wymówki"). Oprócz tego nie spodobało mi się "Huh?", które mogłoby zostać przetłumaczone chociażby na nasze śliczne polskie "Hę?" (zresztą stosowane już wcześniej), i brzmiałoby to o wiele lepiej.
Ostatnim już małym potworkiem, jakiego pamiętam, były trochę przycięte teksty w chmurkach na brzegach stron. Nie zdarzało się to nagminnie, jednak czasami musiałam zgadywać, jaka literka miała być w danym miejscu.
Teraz możemy z czystym sumieniem przejść do przyjemniejszych kwestii, takich jak to,
że onomatopeje zostały dokładnie wyczyszczone i przetłumaczone, a
bohaterowie porozumiewają się swobodnym i dosyć młodzieżowym językiem.
Najlepszym tego przykładem może być zdanie: "Wyguglaj, na pewno
znajdziesz". Kiedyś wspominałam, że nie przepadam za chamskim wciskaniem
w mangi młodzieżowego slangu, tutaj jednak wyszło to tak naturalnie i
zgrabnie, że naprawdę przyjemnie się to czytało i jestem zadowolona z
tego zabiegu - nie należy zapominać, że mieliśmy tutaj do czynienia ze studentami.
Ludzie nie są zadowoleni, kiedy umyka im część
historii, co niestety zdarza się, kiedy wydawnictwa decydują się na
wydania swoich mang bez obwolut. Autorzy często umieszczają na okładce
króciutkie historyjki, które ciężko wcisnąć w jakiekolwiek inne miejsce,
często zostają więc pominięte. Dango całkiem zgrabnie poradziło sobie z
tym problemem, umieszczając na końcu tomiku grubszą, śliską stronę z
historyjkami z obwoluty. Dzięki temu polski czytelnik może być pewien,
że żadna część historii go nie ominie.
Przy innych yaoicach |
Jeśli chodzi o kreskę, to jest ona bardzo delikatna i trochę niedbała, co niezwykle pasuje do klimatu samej historii. Bohaterowie mają przyjemne do pooglądania twarze, tła są narysowane dosyć szczegółowo i nie odnosi się wrażenia, że wszystko dzieje się w próżni. Autorka potrafi korzystać z rastrów i nie wpycha ich wszędzie na siłę, co niestety zdarza się w niektórych mangach. Rysunki są po prostu bardzo nastrojowe i spokojne - tak jak historia, którą mają nam przekazać.
Podsumowując - komu można polecić ten tytuł? "Usłyszeć ciepło słońca" jest mangą niezwykle lekką i przyjemną w odbiorze, nieprzesłodzoną ale także nie dobijającą czytelnika nadmierną ilością dramatu. Bohaterowie są przekonujący i sympatyczni, naprawdę da się ich polubić i z zaciekawieniem śledzić ich przygody. Dla kolekcjonerek tytułów z gatunku Boys Love na naszym rynku powinna być to pozycja obowiązkowa do zakupu, ale "Hidamari ga Kikoeru" mogę polecić także tym, którzy nie mają jeszcze przekonania do tego typu mang. Romans jest ledwie zauważalny, więc nie powinien nikogo mierzić, a szkoda rezygnować z tej historii tylko dlatego, że ma w gatunku shounen-ai. Ja mogę tylko liczyć na to, że wydawnictwo wyda jak najszybciej sequel, żebym mogła jeszcze chociaż przez chwilę wczuć się w tę historię.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Dango!
Rzeczywiście ma się wrażenie, że wątek romantyczny (którego, bądź co bądź, prawie nie było) został dodany nieco na siłę, ale nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo, zwłaszcza że historia sama w sobie jest naprawdę dobrze poprowadzona. Też mam nadzieję, że kontynuacja pojawi się jak najprędzej. ^^
OdpowiedzUsuńWkradł Ci się błąd, "Seven Days" wydało Kotori, nie Studio JG. ;)
Autorka powinna się zdecydować albo na jedno, albo na drugie, tutaj trochę za słabo wyszedł ten wątek shounen-aiowy. :<
UsuńOjć, dzięki wielkie, już poprawiam! ^^
Już nawet wiem, komu ją polecę, dziękuję za wyczerpującą opinię. :)
OdpowiedzUsuńPolecam się na przyszłość! ;)
UsuńW drugim tomie jest więcej prawdziwego BL, ale to fajnie, że 1 tom jest poświęcony głównie na rozwój przyjaźni bohaterów. Poza tym 2 tom nadrobi ilością stron za pierwszy (jeśli polska wersja będzie miała tyle stron co japońska to dostaniemy naprawdę opasłe tomiszcze).
OdpowiedzUsuńZ jednej strony faktycznie super, że ich przyjaźń się rozwijała, a nie jak w niektórych BL, że bum i mamy parę, ale z drugiej EWENTUALNY SPOILER nawet po tym pocałunku zachowywali się, jakby nic się nie stało, co było dla mnie trochę... dziwne?
UsuńGrube mangi to najlepsze mangi, czekam z niecierpliwością. <3
Kilka literówek każdemu się zdarza? I przez takie opinie wydawnictwa pozwalają sobie na zaniedbywanie tej strony mang (y). Po nowym wydawnictwie spodziewałam się czegoś dopieszczonego tak, że nie da się przyczepić. Tymczasem od tłumaczenia, po okładkę (jak można wrzucić na czwartą stronę okładki TAK BARDZO NIECZYTELNY opis) są zastrzeżenia. Manga świetna, wykonanie kiepskie.
OdpowiedzUsuńJak patrzę na jakość niektórych mang od Waneko pod względem literówek, to jedną jestem w stanie wybaczyć, nawet nowemu wydawnictwu. :P
UsuńMoże źle się wcześniej wyraziłam - jedną literówkę przeżyję, ale każda kolejna jest już dla mnie oznaką faktycznego zaniedbania mangi.
Dla jasności - literówek nie znoszę, ale koniec końców dla mnie liczy się historia którą czytam, często nawet literówek nie zauważam dopóki ich nie szukam na potrzeby recenzji. No i należy pamiętać, że każdy jest człowiekiem, więc błędy i niedopatrzenia są rzeczą naturalną. ^^
Mnie opis z kolei nie wydaje się nieczytelny, więc tutaj nie mogę się wypowiedzieć - musiałabym zobaczyć inną wersję, żeby porównać, która byłaby lepsza.
Każdy ma orawo do pomyłki, to fakt. Jednak uważam, że jeśli ktoś jest nowy i stara się wybić, to nie powinien sobie pozwolić na ani jedną. Poza tym, że naprawdę szczerze nienawidzę takich błędów z niedopatrzenia (pewnie dlatego, że sama sporo takich popełniam i zawsze jestem na siebie wściekła - no ale ja jestem jedna, a w wydawnictwach co najmniej dwie różne osoby powinny sprawdzać gotoey tekst).
UsuńPrawdą też jest, że inne wydawnictwa nie są lepsze (Waneko ostatnio przesadza i na ich mangi szkoda kasy...), ale nie lubię porównywać. No bo zawsze znajdzie się ktoś, od kogo będzie się lepszym i ktoś, od kogo będzie się gorszym. Sztuką jest być DOSKONAŁYM (idealizuję, wiem, ale ideał jest tym, czego oczekuję za pieniądze, które wydaje - trochę ich idzie na mangi, nie ma co ukrywać), nie lepszym od kogoś. Powinno się mierzyć na sam szczyt i pod tym względem Dango w mojej opinii sobie nie poradziło. Mi w ogóle nie sposób sprostać, wymagam zbyt wiele. Ale lepiej tak, niż nie wymagać nic. Sama myślę nad założeniem wydawnictwa po skończeniu studiów. Jeśli mi się uda, to będę mierzyć właśnie w ten ideał. Ale czas pokaże, co z tego będzie :).
Osobiście gdybym prowadziła mangowe wydawnictwo, też dokładnie sprawdzałabym treść pod kątem literówek i błędów, bo jestem straszną perfekcjonistką. :)
UsuńNa początku mojej przygody z kolekcjonowaniem mang strasznie mnie raziły te literówki - można powiedzieć, że już przywykłam i nie zwracam na nie aż takiej uwagi. O wiele bardziej irytują mnie w książkach.
Podzielam jak najbardziej Twoją opinię o mierzeniu na szczyt, a że Dango to stosunkowo młode wydawnictwo, mam nadzieję, że jeszcze się rozkręci. ^^
W takim razie życzę powodzenia, bo mangowych wydawnictw u nas nigdy za wiele! :D
Bardzo fajny wpis. Choć nie jestem fanką shounen-ai po przeczytaniu Twojej recenzji mam ochotę sięgnąć po ten tytuł. xD Fajnie, że Dango dodało ten króciutki komiks z okładki na końcu mangi. :D
OdpowiedzUsuńAw, dziękuję bardzo! <3
UsuńBardzo fajny pomysł, super jakby inne wydawnictwa też wpadły na coś takiego, gdyby przypadkiem taki komiks miałby nam umknąć. :)
Nie w moim stylu, ale recenzja dobra :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cie do LBA! http://recenzjebrunetki.blogspot.com/2016/09/liebster-blog-award-3.html
Dzięki wielkie. ^^
Usuń;_; Nie udało mi się zrobić zdjęcia obu tych stron z rysunkiem na dachu ;__;
OdpowiedzUsuńMam zwinne paluszki. :^)
UsuńC:
UsuńMam aparat, którego obsługa wymaga dwóch rąk, więc nie mogę przytrzymać sobie tomiku jak mi się podoba :C
Ja robiłam telefonem, ale też trochę musiałam się nagimnastykować. ^^
UsuńMoże dałoby radę przytrzymać czymś tomik z obu stron? :<
Ale... To by go rozgięło! DDD:
UsuńNo mój się teraz otwiera od razu w tym miejscu! :<
Usuń(Poświęciłam się jak nigdy XD)
Całkiem ciekawie prezentuje się ta manga, chociaż jej tematyka jest raczej nieco trudna (przynajmniej ja to tak odbieram). Sama nie wiem, czy się za nią zabierać. Na razie się wstrzymam, bo nie mam na nią pieniędzy ;_;
OdpowiedzUsuńMoże wydawać się na pierwszy rzut oka taka dramatyczna, ale naprawdę nie ma czego się bać. Nie ma tam przytłaczającej atmosfery, koniec końców wyszło całkiem lekko, więc jeśli znajdziesz trochę pieniędzy, nie wahaj się dać jej szansy - w końcu nie jest to zbyt zobowiązująca seria. ^^
UsuńNie wiem czemu, ale nawet lubię shounen ai XD
OdpowiedzUsuńA tę mangę czytałam, zanim została zlicencjonowana, ale chyba tylko rozdział, albo dwa, bo więcej nie było dostępne... albo nie spodobała mi się kreska - na pewno coś w tym stylu XD
Pozdrawiam :*
mangimitchelii.blogspot.com
Wszystko co ma fabułę da się czytać. :D
UsuńCzęsto w skanach kreska mniej niż mi się podoba, niż w papierowej wersji. Pewnie tak też byłoby w tym przypadku - całość po prostu lepiej wygląda na papierze. :)
Pozdrawiam! <3