czwartek, 7 marca 2019

"Siedmiu książąt i tysiącletni labirynt" - recenzja


Tytuł: Siedmiu książąt i tysiącletni labirynt
Autor: Haruno Atori; Yu Aikawa
Gatunek: josei, akcja, dramat, fantasy,  tajemnica 
Wydawnictwo: Waneko
Data wydania: 2018 (listopad, styczeń)
Cena okładkowa: 21,99 zł
Ilość tomów: 4

Opis z tyłu tomu:
Pewnego dnia grupa wybitnych młodzieńców budzi się w tysiącletnim labiryncie. Podejrzewają, że zebrano ich tam, aby wybrali ze swojego grona przyszłego cesarza! W starodawnych murach robi się od tajemnic i intryg. Budzą się rozpacz i nadzieja... Przed Wami gotycka opowieść grozy o wielkiej ucieczce!

Na początku "Siedmioma książętami i tysiącletnim labiryntem" nie byłam w ogóle zainteresowana. Tytuł ten wydawał się na pierwszy rzut oka być kolejną krótką serią na naszym rynku, której jedynym celem było trafienie do damskiej części czytelników za sprawą ładnej kreski i grupki bishounenów. Po wydaniu pierwszego tomu jednak zauważyłam kilka pozytywnych recenzji, które wzbudziły moją ciekawość, kiedy więc nadarzyła się okazja, aby przyjrzeć się tej mandze bliżej, chętnie z niej skorzystałam. Na ten moment jestem już po lekturze dwóch tomów dostępnych na naszym rynku, i spróbuję odpowiedzieć na pytanie, czy warto zainwestować w tę krótką serię.
Recenzja zawiera niewielkie spoilery!


Tysiącletni labirynt to miejsce, o którym krążą legendy. Według nich, po śmierci cesarza siedmiu jego feudałów postanowiło uknuć spisek, aby przejąć władzę; w tym celu uwięzili oni syna, prawowitego spadkobiercę tronu, w tysiącletniej celi, z której nie było ucieczki. 
Pewnego dnia Yuan budzi się w miejscu, które zaskakująco przypomina zamek z legend. Okazuje się, że on i pozostali młodzieńcy zostali uwięzieni w tysiącletnim labiryncie, aby wybrać spośród nich cesarza nowego pokolenia...

Na początku muszę powiedzieć, że cieszę się, że miałam okazję zapoznać się od razu z dwoma pierwszymi tomikami. Po lekturze pierwszego moje odczucia były bardzo mieszane - nie czytało się go źle, ale nie widziałam w tej historii zbytniego potencjału na wybicie się z tłumu podobnych fabularnie mang. Drugi tom czytało się zdecydowanie przyjemniej, chociaż utwierdził mnie on w przekonaniu, że manga "Siedmiu książąt i tysiącletni labirynt" ma problemy typowe dla swojego gatunku. Jako czytelnik zostajemy od razu rzuceni na głęboką wodę - poznajemy siódemkę wybitnych młodzieńców, którzy są kandydatami na cesarza. I tutaj pojawia się pierwszy problem - bohaterowie mangi wiedzą, kim są otaczające ich osobistości, nam jednak pozostają skrawki informacji takie jak to, że jeden z nich jest najbardziej rozpoznawanym aktywistą w kraju, drugi najsłynniejszym pieśniarzem... i tak dalej, i tak dalej. W mandze brakuje jakichkolwiek retrospekcji, które mogłyby przybliżyć nam charaktery i motywacje poszczególnych mężczyzn do zostania cesarzem. W drugim tomie sytuacja ta nieznacznie się poprawia, bo poznajemy skrawek przeszłości jednego z bohaterów, jednak patrząc na to, że seria liczy sobie cztery tomy, nie wydaje mi się, abyśmy byli w stanie poznać bliżej któregokolwiek z nich. Nawet Yuan, czyli chłopak, którego poznajemy na początku, nie ma swojej historii - wiemy o nim mało, pomijając to, że jest typowym przykładem ciapowatego i naiwnego bohatera o dobrym sercu. 
Ciężko jest poczuć sympatię do któregoś z bohaterów, skoro żaden nie otrzymał wystarczającej ilości stron, która mogłaby go dobrze przedstawić czytelnikowi. Chyba, że wyznacznikiem miałby być sam wygląd, bo jeśli o to chodzi, to naprawdę jest w czym wybierać.


Bardzo lubię motywy tajemnicy w mangach, i chociaż opisywany przeze mnie dzisiaj tytuł stara się zainteresować czytelnika zagadkami, tak mnie nie do końca udało się wczuć w ten klimat. Nie bardzo miałam szansę w ogóle się nad czymś zastanowić - nasi książęta sami błyskawicznie wysnuwają wszystkie wnioski, nie pozostawiając żadnego czasu na refleksję. I chociaż wszystkie ich genialne rozwiązania i pomysły można usprawiedliwić tym, że są oni najwybitniejszymi ludźmi w swoim fachu, wybranymi na kandydatów na cesarza, tak czasami naprawdę brakuje w tym wszystkim jakiegoś dłuższego zastanowienia, sytuacji, która sprawiłaby naszym bohaterom faktyczny problem. Z czasem nawet rozwiązywanie kolejnych zagadek potrafi stawać się coraz bardziej absurdalne - nie mam na przykład pojęcia, skąd jeden z naszych przystojnych książąt w pewnym momencie wytrzasnął wielki młot, którym był w stanie rozwalić mur. Po prostu wyszedł do pomieszczenia obok, wziął go, i wrócił sekundę później. Szkoda, że nie zostało to w żaden sposób wytłumaczone, nawet skomentowane jakimkolwiek "Kiedy tamtędy przechodziłem, to zobaczyłem ten wieeelki, pięknie zdobiony młot...", żaden inny bohater również nieszczególnie się tym przejął. Ten konkretny moment odczułam jako swego rodzaju pójście na łatwiznę, a szkoda, bo nadarzająca się okazja była naprawdę dobrym momentem do pociągnięcia tej zagadki w jakąkolwiek inną stronę - a nawet, jeśli miałoby to wyglądać dalej tak, jak wygląda, to fajnie byłoby usłyszeć jednak jakiekolwiek wytłumaczenie dla znajdowania dziwnych przedmiotów akurat wtedy, kiedy są najbardziej potrzebne.

Naszych książąt goni czas, muszą więc oni natychmiastowo poradzić sobie z każdą przeszkodą, którą napotkają na swojej drodze. Znacie to uczucie niepokoju, kiedy czytelnik i bohaterowie zdają sobie sprawę z nieuchronności śmiertelnego niebezpieczeństwa? Ten typowy motyw, często pojawiający się w dziełach kultury - a to możliwość zmiażdżenia przez zbliżające się ściany, a to konieczność ucieczki przed czymś... Tutaj nasi bohaterowie muszą stale uciekać przed wodą, której poziom bezustannie się podnosi. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że sytuacja ta w gruncie rzeczy nie wywołuje żadnych emocji. Po zobaczeniu dwa razy, jak książęta radzą sobie z tym problemem, jako czytelnik przestajemy w ogóle się tym martwić, bo i tak wiemy, że znajdą jakieś genialne wyjście z tej sytuacji. Oni sami też nieszczególnie wydają się tym przejmować, bo dopóki nie widzą wody, to o samym problemie zdają się zapominać. Nie dostajemy od tej mangi żadnej sytuacji, której faktycznie moglibyśmy się obawiać - a jeżeli wydaje nam się, że faktycznie może zacząć dziać się coś naprawdę poważnego lub krwawego, to wkrótce zostajemy wyprowadzeni z tego błędu.


Głównym atutem tej pozycji zdecydowanie jest jednak kreska - jeśli ktoś lubi kupować pięknie zilustrowane komiksy, to tutaj się nie zawiedzie. O ile sama historia nie jest w żaden sposób odkrywcza, tak rysunki Haruno Atori są po prostu prześliczne i w żaden sposób nie można temu umniejszyć. Ilustracje są bardzo szczegółowe, nasi bohaterowie są upiększeni do granic możliwości (w pozytywnym sensie), a całość jest równocześnie tak przejrzysta i nieprzesadzona, że na każdy kadr patrzy się z przyjemnością.

Wydanie jest naprawdę całkowicie poprawne i manga cieszy oko. Podoba mi się wszystko, co miałam okazję tutaj zobaczyć - projekt graficzny tytułu serii, grzbietu, jak i sama zawartość. Przy tej pozycji naprawdę ważne było nie popsucie wydania, bo mogłoby to znacznie ograniczyć przyjemność z podziwiania rysunków mangaki, wydawnictwu Waneko udało się jednak w pełni sprostać wymaganiom, i manga prezentuje się świetnie zarówno na półce, jak i w środku. Zastanawiam się, czy wydanie nie mogłoby zostać jeszcze bardziej dopieszczone, bo mamy do czynienia ze zwyczajną, śliską obwolutą, a tytuł ten naprawdę dobrze mógłby wyglądać z lakierem wybranym, ale to tylko moje gdybanie, i nie mam żadnych innych zastrzeżeń.


Pomimo wszystkich wymienionych przeze mnie wad, muszę szczerze przyznać, że tytuł ten czytało się zaskakująco przyjemnie. Nie jest to lektura wymagająca, bo w gruncie rzeczy podaje nam wszystkie rozwiązania na tacy, wystarczy tylko trochę poczekać, ale to także może być swego rodzaju zaletą. Jeżeli ktoś lubi tego typu tytuły, gdzie garstka bohaterów zostaje uwięziona w jednym miejscu i muszą znaleźć sposób, aby wspólnie przetrwać, to "Siedmiu książąt i tysiącletni labirynt" naprawdę ma szansę się spodobać. Jeśli zignoruje się typową mangową naiwność, to niektóre rozwiązania fabularne naprawdę mogą zaskoczyć. Po zakończeniu lektury obydwu tomików, sama zaczęłam zastanawiać się, jak dalej może potoczyć się ta historia, co oznacza, że wcale nie jest ona tak oczywista, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. A to przecież chodzi w tego typu tytułach, prawda?

Co myślicie o tej mandze? ^^


Za egzemplarze recenzenckie dziękuję wydawnictwu Waneko!

9 komentarzy:

  1. Małe ogłoszenie!

    Jak pewnie niektórzy z Was zauważyli, w tym miesiącu nie było stosika mangowego. Wiąże się to z tym, że jedynym co dołączyło do mojej kolekcji, były mangi od wydawnictwa Waneko przeznaczone do recenzji, nie widziałam więc za bardzo sensu w robieniu podsumowania tylko po to, aby je zrobić. Wypiszę tutaj jednak tytuły, których recenzji możecie w najbliższym czasie się spodziewać, także jeśli coś szczególnie Was interesuje, to dajcie znać, a wtedy być może notka o konkretnej serii pojawi się szybciej. :)
    "Siedmiu książąt i tysiącletni labirynt"; "Bakuman"; "Księga Vanitasa"; "Inspektor Akane Tsunemori"; jednotomówka "Wypaczona".
    Możecie także pod tą notką pochwalić się, co udało się upolować Wam w lutym!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli typowy średniaczek o niskiej liczbie tomów w wykonaniu Waneko. Już kiedy widziała projekt okładek to miałam skojarzenia z "Księciem Piekieł" i właściwie to, co opisujesz, doskonale to potwierdza - ładna kreska, ładni panowie, główny bohater robiący za substytut dziewoi do ratowania i tylko fabuły jest tu lekki niedostatek.
    Waneko rzadko stosuje lakier wybrany (poza Vanitasem i Dimension W chyba nie ma w swoim repertuarze żadnego innego takiego tytułu) .3. Studio JG nas trochę rozpieściło w tej kwestii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może po prostu miałam za wysokie oczekiwania - naczytałam się naprawdę pozytywnych recenzji, więc spodziewałam się czegoś lepszego, no i skończyło się tak, jak piszesz - średniak, chociaż mimo wszystko całkiem przyjemny w odbiorze.
      Dokładnie! A ja tak lubię lakier wybrany. ;w;

      Usuń
  3. Też widziałam pozytywne recenzje tej mangi i znów napiszę to samo: gdybym czytała więcej mang to ta na pewno znalazłaby się na liście, bo kocham i uwielbiam takie śliczne kreski ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kreska jest prześliczna, to prawda! Nie wiem, czy kupiłabym ten tytuł tylko ze względu na nią (raczej nie), ale cieszę się, że mogłam sobie na nią popatrzeć przez te dwa tomy. ^^

      Usuń
  4. Przeczytałam sporo pozytywnych opini, dobrze że ostudziłaś mój entuzjazm. Mangę i tak kupię ale z mniejszymi oczekiwaniami.
    Też nie zrobiłam stosika na luty bo nic nie kupowałam (jedynie przyszła prenumerata Beztroskiego kempingu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, może podejście do tej mangi z mniejszymi oczekiwaniami będzie lepszym pomysłem. ^^
      O, zazdroszczę Beztroskiego kempingu! Może jakaś recenzja? Widziałam już mnóstwo pozytywnych i ciekawi mnie, czy Tobie również spodoba się ten tytuł, bo sama przymierzam się do zakupu. :D

      Usuń
    2. Postaram się w takim razie coś napisać ale nie obiecuję bo aktualnie mam trochę mało czasu na bloga i raczej do połowy maja będzie tylko gorzej :(
      Najwyżej opiszę mangę przy okazji stosik marcowego

      Usuń
    3. Jasne, na spokojnie! Są rzeczy ważne i ważniejsze. :D

      Usuń